ZAWODY - 2011 - Myśliborskie Dni karpiowe - Okiem Uczestników
Myśliborskie Dni Karpiowe 2011 - Okiem UczestnikówNa pomysł wyjazdu do Myśliborza wpadł Tomek kilka dni przed zawodami. Krótka rozmowa i decyzja podjęta - jedziemy. Standardowe przygotowania, ostatnie zakupy, dziadek „kadzio” załadowany po sufit i jedziemy. Do łowiska mamy ponad 170 km jednak ruch nie jest duży i pokonujemy je w 2,5 godzinki. To co zobaczyliśmy po przyjeździe na miejsce przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Poczęstunek dla gości to szwedzki stół zastawiony po brzegi różnymi smakołykami oraz pięknie rzeźbionym karpiem w arbuzie.
Krótkie przywitanie z organizatorami oraz zawodnikami i zasiadamy do stołu. Oficjalne otwarcie zawodów i losowanie stanowisk odbyło się na dzień przed łowieniem. Jak na większości tego rodzaju imprez, losowanie było podwójne. Kiedy przyszła nasza kolej, najpierw losujemy stanowisko 12 które po krótkim namyśle odrzucamy by wylosować stanowisko obok, nr 11. Okazało się to dobrą decyzją , gdyż 11 wydaje nam się dużo bardziej atrakcyjna w porównaniu z wcześniej wylosowaną 12. Po części oficjalnej zaczyna się impreza integracyjna która trwała do późnych godzin nocnych. ..................................sen..............................................
...................................kac............................................. ...................................pobudka..................................... Ponieważ stanowisko które wylosowaliśmy wymaga transportu łodzią, pakujemy cały majdan na łódź dostarczoną przez organizatora i płyniemy na łowisko. Po przeprawie jak zawsze zaczynamy od....... browarka i powoli organizujemy nasze stanowisko na którym spędzimy kilka najbliższych dni. Następnie zabieramy się za przygotowanie łowiska. Ponieważ regulamin zawodów zabrania używania środków pływających, wszystkie czynności takie jak sondowanie i nęcenie łowiska musimy wykonywać z brzegu. Ostre spady dna i roślinność podwodna utrudniają nam zadanie, jednak dajemy sobie z tym rade. Wybieramy optymalne miejsca do postawienia zestawów, nęcimy , zarzucamy wędki i pełni optymizmu czekamy na brania. Zawsze łowimy zespołowo i ryby zacinamy na zmianę, niezależnie od tego na kogo wędkach nastąpiło branie. Jako pierwszy dyżur przy kijach sprawuje Paweł. Przez wieczór i noc nic się nie dzieje. Wita nas piękny poranek, a o ok. 5.30 następuje pierwsze branie......opadające. Paweł wyskakuje z namiotu i łapie za wędkę. Niestety wpada w poślizg na błotnistej glebie i ląduje na 4 literach. Kupa śmiechu, gacie mokre, ryby nie ma. Ponieważ branie było charakterystyczne dla leszcza, nie przejmujemy się zbytnio niezaciętą rybą, zakładamy nowe przynęty i ponownie umieszczamy zestaw w wodzie . Nasze przypuszczenia co do obecności leszczy w łowisku potwierdzają się .W ciągu kilku najbliższych godzin mamy kilkanaście podobnych brań z czego większość wykorzystujemy łowiąc kilka leszczy. Ok 9.30 następuje branie zupełnie inne niż poprzednie. Swinger przykleja sie do kija i pozostaje w miejscu. Tomek nie zastanawiając się ani chwili, łapie za kija i zacina. Po krótkim holu na macie ląduje nasz pierwszy karpik. Jest niewielki ale to pierwsza ryba zawodów wiec sprawia nam wiele radości. Przez resztę dnia i kolejną noc notujemy tylko kilka brań leszczy. W piątek ok 11.30 podczas śniadania... ...następuje kolejne branie karpia. Niestety podczas holu ryba wchodzi w liście grążela i sie spina. Niech to szlag. Ryby żerują słabo wiec liczy się każda, nawet niewielka sztuka. W ciągu dnia panuje totalne bezrybie, ale wieczorkiem ok. 21.30 mamy kolejne branie i po chwili Paweł wyciąga naszego drugiego karpika. Od sędziego zawodów dowiadujemy sie ze jesteśmy na 4 miejscu. Szkoda nam spiętej rybki, ale nie poddajemy się i walczymy dalej. Sobota wita nas zmienną pogodą. Poranek jest bardzo zimny a woda intensywnie paruje . W ciągu dnia wiatr wielokrotnie zmienia kierunek a ryby strajkują. Przed nami ostatnia noc zawodów. Długo zastanawiamy się jaką obrać taktykę . Postanawiamy dwa zestawy postawić w okolicy gdzie mieliśmy brania, a dwa na spadach w poszukiwaniu większej ryby. Ostatnie nęcenie i pełni nadziei zasiadamy do kolacji. O 23.30 nasze nadzieje się spełniają. Typowy odjazd na wędce i wiemy na pewno, że rybka będzie większa od wcześniej złowionych. Niestety zaraz po zacięciu parkuje w kapelonach i przez dłuższą chwilę nie możemy jej uwolnić. Na szczęście po pewnym czasie wychodzi na czystą wodę i już po chwili ląduje w podbieraku. Wygląda na jakieś dobre 3 kg. Pojawia sie iskierka nadziei ze dzięki tej rybce możemy wskoczyć na pudło, ale spokojnie jest jeszcze parę godzin łowienia, a i inne zespoły też pewnie starają się jak mogą aby poprawić swoje wyniki. Do samego rana nie jesteśmy pewni jakie ostatecznie miejsce zajmiemy. Ważenie rozwiewa nasze wątpliwości. Ryba złowiona przez Tomka ma 3,7 kg i wygląda na to ze lądujemy na 3 miejscu!. Szczęśliwi z niecierpliwością czekamy na zakończenie zawodów i oficjalne potwierdzenie wyników. Wstępne obliczenia się potwierdzają i oficjalnie zajmujemy 3 miejsce. Jeszcze tylko wręczenie nagród , wspólne pamiątkowe zdjęcia i udajemy się w drogę powrotną do Nowej Soli. CZAKI & HEINEKEN Data utworzenia: 20/06/2011 @ 20:52 Komentarze
|