World Carp Classic – Madine 2011
W niniejszym artykule chciałem przedstawić, jak wyglądają jedne z największych zawodów karpiowych na świecie. Zostałem zabrany jako Team Runner do zgranego już teamu Krzysztof Sikora i Tomasz Goryński. Podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami i wybranymi przez Nas taktykami, które pomagają uzyskać dobry wynik na zawodach karpiowych. Na początku chciałem przybliżyć Wam historię Word Carp Classic, znany bardziej pod skrótem WCC. W roku 1998 Ross Honey rozpoczął organizować zawody, które są uznawany za nieoficjalne Mistrzostwa Świata w karpiowaniu. Zawody odbywały się nad jeziorami Madine, Orient i Amance. Uczestnicy z całego świata przybywają do Francji, aby zawalczyć o zwycięstwo. Wielu musi pokonać naprawdę ogromne odległości, jak na przykład z RPA czy Azji. Choć konkurencja co roku jest i była ogromna, to zawody wygrywali przede wszystkim Anglicy, ale ich dominacje udało się przełamać w 2006 roku Polakom i Francuzom w 2007. W 2011 roku WCC odbyło się w Madine i wzięło w nim udział 128 par w tym 9 z Polski. Lac de Madine to przepięknie położone jezioro w wschodniej Francji niedaleko Metz i Nancy. Jest to sztucznie stworzony akwen zaporowy o powierzchni 12 km2 i głębokość maksymalnej 14 metrów. Jezioro było od początku zarybiane karpiami, które teraz osiągają wielkości przekraczające 30 kg. Jeszcze przed wyjazdem warto się dokładnie zapoznać z regulaminem zawodów, aby na miejscu nie być zaskoczonym. Organizatorzy WCC kładą bardzo mocny nacisk na bezpieczeństwo startujących, a wiąże się z tym np. obowiązek wykupienia ubezpieczenia, noszenia kapoka podczas pływania łódką, posiadanie gwizdka i nałożona minimalna wielkość pontonu. Podczas zawodów może zostać zakazane pływanie, ze względu na złe warunki atmosferyczne. Przygotowanie sprzętu do zawodów to również bardzo ważna część przygotowań. Wiązanie nowych przyponów, nowa plecionka lub żyłka, odpowiedni dobór haczyków, a przede wszystkim kuli. Dobry wybór kolek to już pół sukcesu. My postawiliśmy na sprawdzone „w boju” kulki firmy Bandit Carp. Wyruszyliśmy w sobotę 3 września z Województwa Lubuskiego. Przed nami 960 km, ale dobrze wybrana pora wyjazdu pozwoli nam dojechać na miejsce bez problemów i korków. Na miejscu można było już odczuć rywalizację krajów.
Prawie przy każdym skupisku namiotów, dostrzegaliśmy flagę kraju osób tam rozbitych. Po przywitaniu się z przybyłymi już na miejsce rodakami, rozbiliśmy namioty aby odpocząć. Do losowania w poniedziałek wieczorem, analizowaliśmy wyniki z poprzednich lat, aby wytypować stanowiska dające szanse na dobry wynik. Od początku Boel Baits i Ultima zostały zakwalifikowane, jako sektory „śmierci”, ponieważ z tych części jeziora rzadko łowiło się karpie w ostatnich latach. Przygotowani dobrze, ale też z małą obawą, przystąpiliśmy do uroczystości rozpoczęcia zawodów i losowania stanowisk. Do losowania podchodzili zawodnicy w kolejności wylosowanej wcześniej. Losowanie było podwójne, czyli pierwsze wylosowane stanowisko może być odrzucone, bez możliwości powrotu do niego. Jako pierwszy losował nasze stanowisko Tomek. Wylosował niezbyt dobre stanowisko, które odrzuciliśmy. Krzysztof z odrobiną szczęścia wylosował stanowisko nr 3 w sektorze Jet Fish. Stanowisko zostało przez Nas już wcześniej określone jako perspektywiczne, wiec byliśmy bardzo zadowoleni. Niestety wiele innym naszym drużynom nie dopisało szczęście, a sektor Boel Baits został prędko określony „Polskim sektorem”, ponieważ aż cztery drużyny wylosowały w nim stanowisko. Dobre stanowisko wylosowali koledzy Kalbarczyk / Olejnik i potwierdzili to w ciągu zawodów. We wtorek wczesnym rankiem wyruszyliśmy na stanowisko. Z dojazdem nie było praktycznie żadnego problemu. Po rozbiciu obozowiska, czekaliśmy na rozpoczęcie zawodów do godz. 14:00. Ross dając sygnał racą, rozpoczął WCC 2011. Od razu wzięliśmy się do określania miejsca do łowienia. Jak to bywa na podobnych zawodach, zaczęło się od „walki” o jak największy obszar w ramach swojego stanowiska. Po lewej mieliśmy Team z Czech, a po prawej Team z Rumunii. Jako pierwszy wypłynął ze mną Krzysztof. Wchodząc do wody mieliśmy do czynienia z błotem, a następnie szerokim kawałkiem gęstej roślinności. Następnie spory kawałek czystej wody i znowu roślinność wodna i już można było powoli dostrzegać dobre miejscówki. Skoncentrowaliśmy się na tzw. placach, korzeniach i pozostałościach po drzewach rosnących w tym miejscu przed zalaniem terenu. Po wytypowaniu przez Krzysztofa paru dobrze zapowiadających się miejscach, wypłynął Tomek. Następnym krokiem było oczywiście wywiezienie zestawów. Kulki które użyliśmy to śliwka-pieprz, C4 czy Squid produkcji firmy Bandit Carp. Do nęcenia oprócz kulek które zostały założone na włos, użyliśmy Pellet Halibut. Żadnych konopi, kukurydzy itp. Sypaliśmy dosłownie dwie garści które wystarczają, aby karp skoncentrował się na żerowaniu w miejscu położenia naszego zestawu. Po wykonaniu „roboty” pozostało nam czekać na branie. I nie musieliśmy czekać zbyt długo, już o godzinie 20:30 na wędce Krzysztofa Skory było branie. Typowy odjazd karpia. Po zacięci i wprowadzeniu karpia w zielska, mogliśmy w miarę spokojnie wsiąść na ponton i popłynąć po grubaska. Po krótkiej „walce” karp o wadze 6,7 kg wylądował w podbieraku.
To była nasza ostatnia ryba w pierwszej nocy zawodów. Po ochłodzeniu się i silnym wietrze, temperatura wody spadła do 18 C i ryby przemieściły się w głębsze rejony jeziora, co zaowocowało wieloma braniami z otwartej i głębokiej wody. My łowiliśmy w zatoce i niestety nie mieliśmy dostępu do takich rejonów zbiornika.
Do tego momentu prowadziliśmy w sektorze, ale w piątek rano dowiedzieliśmy się, iż ekipa z Niemiec (Axel Wacker i Jens Klein) złapało karpia o wadzę 19.7 kg. To nas tylko bardziej zmotywowało. Poprawiająca się pogoda zapowiadała duże szanse złapania dalszych ryb. Temperatura wody skoczyła do 20 C, a silny wiatr ustał.
O godzinie 21:30 nastąpił długo oczekiwany dźwięk sygnalizatora. Do wędki podbiegł Tomek i
zaciął. Po uspokojeniu ryby wskoczyliśmy do pontonu i popłynęliśmy po nią. Tradycyjnie ryba „zaparkowała” w zielsku. Co jakieś parę metrów, musiały być przeprowadzane „prace ogrodnicze”, usuwanie zielsko, aż dopłynęliśmy do ryby. W wodzie nie wyglądał taka duża, ale po podniesieni podbieraka można było poczuć jej wagę. Po zważeniu przez sędziego, okazało się iż ma 18,8 kg.
To nowy rekord Tomka!
Tuż po pierwszej w nocy kolejny odjazd, tym razem wędkę chwycił Krzysiek. Była bardzo mocna mgła i widoczność na 30 metrów. Wyciągniecie tej ryby, też nie sprawiło nam większego problemu. I na matę trafił ładny karp o wadzę 14,4 kg.
Do rana nie mieliśmy już żadnych kolejnych ryb. Trochę się zaczęliśmy denerwować, ponieważ czuliśmy oddech rywali na plecach. Wystarczy jakaś 20-tka i już po prowadzeniu. A warto przypomnieć, iż Niemiec Axel Wacker złapał największego karpia w historii WCC – 28,9 kg.
Cały sobotni wieczór spędziliśmy na nasłuchiwaniu, czy gdzieś nie zaczyna piszczeć sygnalizator lub ktoś nie wypływa po rybę.
Dopiero krótko po północy położyliśmy się spać, ale nasz sen został przerwany o 05.20. Wędkę chwacił Tomek i wyciągnął karpia o wadzę 8,4 kg.
Ta ryba dała nam już wewnętrzny spokój. Już będzie ciężko nas wyprzedzić w sektorze. W walce o zwycięsko w całych zawodach już dawno się nie liczyliśmy, ponieważ Niemcy Gassen/Müller mieli ostatecznie 377,6 kg. To rekord WCC!
Punkt 07:00 Ross oznajmił zakończenie zawodów, odpalając race. Zaczęliśmy pakować sprzed i sprzątać stanowisko. Wczesnym popołudnie spotkaliśmy się wszyscy w hali, gdzie odbył się zakończenie zawodów.
Rozdanie nagród odbyło się bardzo sprawnie i nadeszła też nasza kolej, aby odebrać zasłużone nagrody i trofeum.